Ledwo udało mi się spakować rzeczy do jednej walizki. Ubrania, kosmetyki, biżuteria, książki - wszystko przeszło dokładną selekcję. Z jednej strony dowiedziałam się, ile naprawdę mi potrzeba do życia, z drugiej uświadomiłam sobie, jak przydatne mi były takie umilacze jak pięć różnych mgiełek do ciała, lusterko stojące na biurku, piórnik pełen kolorowych pisaków... Wiem, że z jednymi perfumami, lusterkiem kieszonkowym czy zwykłym czarnym długopisem da się żyć, ale nie ukrywam - czasami każdy chce się poczuć wygodniej.
A radość to też te małe przyjemności ;)
Wtorkowa podróż była długa i męcząca, choć okraszona przepięknymi widokami zachodzącego słońca, bezkresnego horyzontu, śmiechem i przepełniającym mnie uczuciem szczęścia.
Już zdążyłam się przyzwyczaić do nowego rytmu dnia, choć nadal odczuwam niewypowiedziany brak zajęć na uczelni. Szczególnie o poranku, gdy Cyriel budzi mnie rano, przygotowując się do wyjścia na uczelnię, zawsze przed wyjściem otulając mnie szczelniej kołdrą i całując w czoło na dobranoc.
Jednak takie samotne przedpołudnia dają mi czas do odpoczynku, relaksu przy dobrej książce bądź podręczniku do kanji i odprężającej muzyce.
Czekam, aż załatwię wszystkie potrzebne rzeczy i będę mogła podjąć pracę.
Pierwsze, co zrobię po wypłacie, to wyprawa do sklepu po duży, bardzo duży kubek i po paczuszkę herbaty earl grey. Tak mi tu tego brakuje...
Kochana... rozczulił mnie opis otulania kołdrą i całowania w czoło :) Cieszę się Twoim szczęściem. Pozdrów Cyriela! :)
OdpowiedzUsuń