wtorek, 27 maja 2014

I'm polluted by my blood, so help me cut it out.


 Dzisiejszy dzień przepełniony Youth Lagoon, a w szczególności Raspberry Cane.





Jaka wspaniała pogoda ostatnio panuje na dworze. Gdyby nie fakt, że nie chcę się opalić, siedziałabym na słońcu cały czas. Choć całkowicie przed promieniami słonecznymi się nie uchroniłam i na działce przy koszeniu trochę mnie złapało... SPF 50+ nie dało rady ;__; Za to teraz od kilku dni codziennie burze, nawet teraz jest wielkie oberwanie chmury, w momencie gdy to piszę. Niebiańska dyskoteka.


Sezon na sesję uważam za otwarty. Inauguracja odbyła się wczoraj, wspaniałym egzaminem z gramatyki japońskiej. Jednakże wspanialsza od niego jest moja ocena - okrąglutkie 5. I po co ta panika przez cały wczorajszy dzień? Nikt nie wie.
Jutro kolejny egzamin, tym razem ustny. Wyczuwam aromat września w powietrzu.




Tyle ciekawych stylizacji, tak mało możliwości by je uwiecznić na zdjęciach. Kupno nowej komórki przedłuża się, osoby potrafiącej robić zdjęcia na razie brak. A jako, że przeprowadziłam się na czas sesji do taty, to tu nawet mojego wielkiego lustra nie ma. Taka sytuacja.

Teraz pomyślałam, że całe wakacje spędzę w Holandii, i znowuż będzie ciężko o zdjęcia stylizacji. Jadę tam autostopem, działa więc zasada "tyle weźmiesz, ile uniesiesz w plecaku". Pierwszeństwo mają ubrania treningowe, może do tego max dwie sukienki, coś cieplejszego i to by było na tyle.



Jak nastanie czerwiec wybiorę się do New Yorkera po upatrzoną już od dawna sukienkę. Kosztuje niemało, ale uskładałam trochę grosza. Jest przecudowna, i do tego dość elegancka. I oczywiście czarna.

Mina z serii "me is potato"


Nie mogę się doczekać, aż dotrze do mnie paczuszka z zamówieniem z Holycreep.W sumie może się zjawić nawet jutro. Tyle we mnie niecierpliwości.

Od około miesiąca gdzieś w mojej podświadomości zaszyła się myśl o kolejnym kolczyku w prawym uchu. Ewentualnie o kolejnych pięciu. Cóż...

Chaos z głowy przerzucony na klawiaturę.
//end

czwartek, 8 maja 2014

I'm in misery where you can seem as old as your omens.


Ostatnio mam wiele zmartwień na głowie, między innymi nadal niemogący za bardzo chodzić ojciec bądź chory na raka wujek, do tego zbliżająca się sesja i skumulowane projekty parkour. A ja nadal mam jedynie dwie nogi, dwie ręce i jedną głowę, dlatego wszystkiego na raz nie umiem ogarnąć. Stwierdzam lekkie przegrzanie systemu...



Ostatnio coraz łatwiej przychodzi mi eksperymentowanie w kwestii ubioru. Staram się łączyć rzeczy, które wcześniej nigdy bym obok siebie nawet nie położyła. Czasami utwierdzam się w przekonaniu, że jedno do drugiego nie pasuje, a czasami ze zdziwieniem odkrywam, że źle nie jest i nawet nieźle to wygląda.

Owocem takich eksperymentów jest poniższa stylizacja. Ten biały kardigan leżał u mnie w szafie przez długi czas, sama nie wiem skąd się wziął. Prawdopodobnie mam go po babci, tak samo jak kapelusz.



Teraz jak patrzę na te zdjęcia to widzę, że buty chyba nie pasują. Niestety nie miałam innego wyboru, bo poza tymi mogłam założyć ciężkie workery. Ale niedawno kupiłam sobie nowe lekkie buty na grubej podeszwie, coś w stylu creepersów, które będą bardziej pasować do tej sukienki.


  lace cargidan - vintage dress - New Yorker shoes - CCC bag - Restyle  stone necklaces - gift from father studded bracelet - gift glasses - C&A ♥  hat - vintage


Urosły mi ładnie paznokcie, choć są dość miękkie i podatne na zadzieranie się. Muszę kupić buteleczkę oleju rycynowego, bo bardzo mi ostatnim razem pomógł - był głównie na włosy, ale dłonie też skorzystały z jego dobroczynnych właściwości. Jakiś miesiąc temu skończyła mi się ostatnia buteleczka, a nie mam nigdy po drodze by wreszcie wstąpić do apteki.






Zmieniłam także lekko kolorystykę bloga, wcześniej było jakoś za jasno według mnie.

sobota, 3 maja 2014

My tangled life.




 Moja uczelnia oraz pogoda sprzymierzyły się przeciwko mnie -  i tak to całą sobotę spędziłam w domu, ucząc się do poniedziałkowego kolokwium. Jutro poza treningiem parkour czeka mnie to samo - ot, wspaniała majówka...

Zdecydowałam więc, że zrobię sobie przy okazji dzień SPA dla włosów i ciała. Szukając oleju w łazience musiałam przejrzeć zawartość kilku półek, wykładając wszystko na blat. Świetna okazja, by ten cały kosmetykowy dobytek posegregować.




Oto wszystkie moje maski i odżywki do włosów. Pomijając Rainforest Balance z TBS, jestem zadowolona z każdej (szczególnie Alterra i maski Latte <3 ). Odżywka bananowa z TBS niestety mi się kończy, muszę koniecznie kupić kolejną butelkę. Awokado i Karite Garniera też już na wykończeniu, ale na szczęście ten produkt jest łatwo dostępny.



 
Tu pusta już tubka wspaniałego specyfiku od Yves Rocher - maska do twarzy i włosów z olejem arganowym. Koniecznie muszę zdobyć kolejną, bo (przynajmniej na moich włosach) czyniła cuda.



 Te kosmetyki są mojej mamy, ale także mogę je używać (chyba zaraziłam mamę włosomaniactwem, bo do tej pory używała jedynie szamponu z silikonami). Maska kaszmirowa pachnie bardzo słodko, na szczęście po spłukaniu włosów zapach nie jest bardzo wyczuwalny - inaczej nie mogłabym jej stosować przez ból głowy spowodowany zapachem. Jednak użyta od czasu do czasu na max 10 minut pod czepek i ręcznik nie wyrządza mi szkód ;)




Olejowanie włosów jest moją podstawą pielęgnacji. Teraz, gdy znam wspaniałe działanie olejów, nie odstawię je za żadne skarby. Zaczęłam od zwykłego oleju słonecznikowego znalezionego w kuchni, następnie kupiłam sobie specjalnie do włosów olej rycynowy, niestety niedawno znów mi się skończył. Teraz używam mieszanek Alverde kupionych w Niemczech, oleju kokosowego (ciekawostka: gdy się go rozpuści, doda zwykłej wody i zaaplikuje na ciało z buteleczki z atomizerem, działa niesamowicie nawilżająco, jak balsam do ciała) oraz mieszanki olejowej Ziaja.




W ciągu dnia włosy zabezpieczam dwufazową odżywką w sprayu Isany oraz... tak, kremem do rąk Joanny.
Nie dość, że pięknie pachnie wanilią, to jeszcze jej skład jest bardzo dobry - między innymi wosk pszczeli już na drugim miejscu listy INCI. Krem ten sprawdza się u mnie lepiej niż typowy jedwab do zabezpieczania końcówek: ma lepszą konsystencję, nie ma dużego ryzyka przesadzenia z ilością (mi wystarcza odrobina wielkości grochu) i oczywiście używam go także do rąk :)




 Szampony nie są specjalne, po prostu zwykłe drogeryjne. Elseve używam, gdy muszę szybko wyjść i nie mam czasu nałożyć odżywki, moje włosy lubią się z silikonami i na raz takie zabezpieczenie wystarcza. W innych wypadkach sięgam po pokrzywowy Herbal Care bądź Garniera z rozmarynem i liściem oliwnym. Muszę się niedługo zaopatrzyć w mleczko do kąpieli dla mam Babydream z Rossmana, bo świetnie oczyszcza mi włosy, a nie zawiera mocnych detergentów.





Muszę wspomnieć także o farbach, jakie używam. Jest to Goldwell Elumen, aktualnie kolor Tq@all (turkusowy, butelka po prawo na zdjęciu). Czasami by odświeżyć kolor mieszam z odżywką toner La Riche w kolorze Midnight Blue i nakładam na 2-3 godziny na włosy. Za każdym kolejnym farbowaniem kolor utrzymuje się dłużej i wypłukuje na coraz ładniejszy pastelowy odcień, coś podchodzącego pod pistacjowy. Na włosy długości do talii zużyłam pół butelki Elumenu.
Po lewo natomiast jest farba w kolorze fioletowym - Vv@all, a przed nią buteleczka gencjany. Kupiłam je na wszelki wypadek, w razie gdyby turkusowe włosy mi nie pasowały, ale na szczęście z nowym kolorem włosów się polubiłam, dlatego Vv@all poczeka na swoją kolej aż do momentu, gdy Tq@all mi się skończy i wypłucze na dobre. Szczerze mówiąc nie stanie się to prędzej niż po wakacjach tego roku, bo w turkusie bardzo dobrze się czuję i nie prędko mi do zmian.
Środkowa butelka ze srebrnym korkiem jest specjalną odżywką "Lock", zamykającą łuski włosa i pomagającą przedłużyć żywotność koloru. Jest bardzo dziwna w konsystencji (przypomina mi dość płynny przezroczysty silikon) i dziwnie pachnie, ale działa i nie niszczy włosów, a to najważniejsze :) stosuję ją zgodnie ze wskazówkami na butelce, zawsze po farbowaniu Elumenem bądź tonerem.



Poza tym używam także siemienia lnianego, soku z pokrzywy, soku z aloesu i kozieradki. Teraz, gdy mam rozjaśniane i farbowane włosy, zmniejszyłam ilość aplikowanych płukanek i wcierek z ziół, bo obawiam się nadmiernego przesuszenia. Za to zawarłam przymierze z siemię lnianym :) Stosuję je także wewnętrznie, bardzo mi smakuje.

Wiele jest kosmetyków, które bardzo chcę wypróbować, więc zapewne co jakiś czas publikować będę podobne posty :) Teraz na celowniku mam produkty Babuszki Agrafii.

czwartek, 1 maja 2014

Tsuki ni kawatte oshioki yo!


 Jako małe dziecko uwielbiałam oglądać Czarodziejkę z Księżyca. To właśnie dzięki głównej bohaterce Tsukino Usagi pragnęłam mieć długie włosy, co moja rodzicielka nazywała "dziecięcymi fanaberiami" i aż do czasu ukończenia przeze mnie gimnazjum pilnowała, by moje włosy nie przekraczały linii ramion.


Jak to w życiu bywa, całkowicie zapomniałam i o anime, i o fryzurze Usagi. Jednakże podczas wczorajszych zajęć z konwersacji rozmawialiśmy po japońsku o mandze, anime i dramach, wtedy też koleżanka opowiedziała o Czarodziejce z Księżyca (ja oczywiście mówiłam o Naruto, chyba nikogo tym nie zaskoczyłam ;P). I tak samoistnie przypomniały mi się te wszystkie sytuacje, także walka o długie włosy i koczki...

Dlatego też naolejowałam włosy olejem kokosowym na noc, a rano dołożyłam maskę Kallos Latte, po czym po 30 minutach umyłam lekkim szamponem i spłukałam. Tak przygotowane mięciutkie i wysuszone włosy były gotowe do eksperymentów.

Nigdy wcześniej się tak nie czesałam, ale wyszło już za pierwszym podejściem. Mimo to koczki są według mnie za bardzo odstające. Planuję kupienie malutkich wypełniaczy do koków, wtedy na pewno uzyskam pożądany kształt. Także nie jest idealnie, ale dla mnie zadowalająco.

Zależało mi dziś na minimalizmie, dlatego założyłam zwykłe czarne jeansy, szary tshirt oraz sweter. Do tego wojskowy plecak, który dostałam jakiś czas temu od taty, i porządne buty. Na spacerze z tatą było mi bardzo wygodnie, a on sam śmiał się, że jestem Czarodziejką po zjedzeniu zbyt dużej ilości pietruszki i innych zielonych roślin xD Żarty ojca zawsze rozkładają mnie na łopatki.


Poszłam w stronę dodatków - ozdoby na szyję (w tym wisiorek z jadeitu, który ostatnio ciągle noszę. Ślicznie wygląda zestawiony z kolorem moich włosów), pierścionki, kolczyki i bransoletka. Jeszcze niedawno biżuterię ograniczałam do pary kolczyków, dlatego nie chcę zbytnio szaleć i przesadzić z ilością.
  sweater - Abercrombie & Fitch jeans - Terranova shoes - market military bag - gift from father  stone necklace - gift from father choker necklace - found somewhere studded bracelet - gift rings - gifts from my mom and boyfriend glasses - C&A ♥  ear cuff chain earring - Lokaah

I see what you did there ; D





 Muszę zacząć się częściej tak czesać, bo bardzo dobrze się dziś czułam w tej fryzurze. Taka rockowa wersja Usagi.


W miarę niedługo zdjęcia tu umieszczane będą w lepszej jakości, ponieważ zmieniam telefon i szukam nowego właśnie głównie pod względem aparatu. Mam już dwa typy, teraz pozostaje mi ostateczna decyzja i uzbieranie odpowiedniej sumy pieniędzy...

Jutro szykuje mi się wyprawa po second handach z koleżanką. A następnie grzane wino, świeczki, pogaduchy



/I taki bonus: